Cardiff
Znalazłam trochę zdjęć z leniej podróży, cudem uratowanych - okazało się, że te kilka wrzuciłam na bieżąco do cyberschowka.
To i Wy popatrzcie, jak wygląda moje ulubione miasto.
Cymriad = Cymru + cariad. Walia + miłość/kochanie. Miłośniczka Walii od 2017 roku, czyli od pierwszego wejrzenia.
Znalazłam trochę zdjęć z leniej podróży, cudem uratowanych - okazało się, że te kilka wrzuciłam na bieżąco do cyberschowka.
To i Wy popatrzcie, jak wygląda moje ulubione miasto.
Postanowiliśmy zostawić Aberystwyth na jeden dzień i wyprawić się w głąb lądu, do gór i lasów, a konkretniej do światowej sławy Devil's Bridge, czyli miejscowości o wdzięcznej nazwie Diabelski Most, po walijsku Pontarfynach (co ma nieco inne znaczenie, ale o tym zaraz).
Dla niezmotoryzowanych dojazd tam jest utrudniony, bo lokalny autobus kursuje tylko trzy razy w tygodniu i należy odpowiednio wcześniej się na niego umówić. Natomiast do wioski jest turystyczna linia parowozem z Aberystwyth, który kosztuje słono, ale po pierwsze jeździ codziennie, a po drugie przeżycie jest nieporównywalne z busikiem.
A na miejscu kilka domków na krzyż, jakiś sklepik, jakaś lodziarnia i pamiątki dla turystów, kawiarnia i hotel z restauracją. Niedaleko hotelu jest wejście na szlak, prowadzący w pobliżu wodospadów, z których słynie okolica. Niestety dość mocno padało (co widać na zdjęciu), więc zrezygnowaliśmy z tego spaceru, bo teren jest kamienisty, a są to w końcu Góry Kambryjskie, więc zrobiło się niebezpiecznie ślisko. To cudowne tereny dla miłośników wypraw górskich.
Na zdjęciu most (a raczej trzy mosty, nabudowane jeden na drugim), który też jest sławą i od którego pochodzi nazwa miejscowości. Pod mostem płynie rzeka Mynach, co po kymryjsku znaczy mnich. Popatrzcie teraz na walijską nazwę: Pontarfynach, czyli zbitek słów pont ar fynach. Pont oznacza most, ar to nad, a fynach to odmiana słowa mynach. Niektóre dźwięki w walijskim przechodzą mutacje (weź się ucz tego języka...) i w naszym przykładzie przyimek ar powoduje, że m zmienia się w f.
Czyli Pontarfynach to Most nad Mnichem
Miasto, dla którego pragnęłam przyjechać na walijskie zachodnie wybrzeże. Mieści się dokładnie w środku między północą a południem Walii, nad Zatoką Cardigan Morza Irlandzkiego, opiera się od wschodu o Góry Kambryjskie. I, jeśli wierzyć fotografiom, jest piękne. W rzeczywistości jest... Piękne ♥️
To w Aberystwyth mieści się Biblioteka Narodowa Walii ze zbiorami cennymi dla całego kraju. Trzeba naprawdę chcieć tam dotrzeć, bo rzadko dojeżdża do niej autobus i zazwyczaj idzie się mocno pod górkę.
Za to jakie widoki na pocieszenie po wdrapaniu się po stromo wznoszącej się ulicy!
Znanym punktem widokowym w Aberystwyth jest Wzgórze Konstytucji, na które można wejść szlakiem albo wjechać kolejką. My wybraliśmy tę drugą opcję i wcale nie z lenistwa, tylko z braku czasu i z zamiłowania jednego uczestnika wycieczki do wszelkich pojazdów transportowych. Tędy biegnie już nam znana nadmorski szlak. Widok na miasto jest stamtąd nie-za-pom-nia-ny!
A z góry pagóry, miasto i mórz, zakochać się i już!
Niby Penarth jest osobną miejscowością na mapie, ale dojechać tam można miejskim autobusem z Cardiff w ciągu 20 minut, więc odległość to praktycznie przedmieściowa.
Co my tu mamy?
Punkt widokowy na skarpie z panoramą Kanału Brystolskiego: naprzeciw Anglia, na prawo molo w Penarth, promenada i wzgórze Lavernock, na lewo doki w Cardiff, dalej Newport i w oddali mosty łączące Walię z Anglią, a na tarasie widokowym oznakowanie szlaku turystycznego Wales Coast Path, walijskiego szlaku nadmorskiego (napiszę o nim obszerniej w osobnym wpisie).
Przyjemną mieścinę z sielską małomiasteczkową atmosferą.
Możliwość zejścia walijskim szlakiem nadmorskim do portu, gdzie ten fragment szlaku przybiera postać nadmorskiego szlaku Cardiff i prowadzi przez śluzę na zatoce aż do samej Cardiff Bay.
Taki mocno nadmorski spacerek trwa raptem około pół godziny. Serdecznie polecam!
Wybraliśmy się na wycieczkę do parku narodowego Brecon Beacons. Z Cardiff jedzie się na północ, dociera do miasteczka Merthyr Tydfil, za którym zaczyna się teren parku i rozpościera do miasteczka Brecon po drugiej stronie. Parki narodowe są piękne, wiadomo, ale ten działa na mnie jak miód na misia, bo ma GÓRY.
Plan zakładał niespieszne zrobienie rundki po szlakach z przejściem przez Pen y Fan, najwyższy szczyt tych gór, w ogóle południowej Walii, a tak już całkiem ogólnie to południowej Wielkiej Brytanii. Droga do niego prowadzi przez inne szczyty, od najbardziej uczęszczanej strony przez bratni Corn Du. Wyskoczyliśmy więc z autobusu w środku parku przy Storey Arms i ruszyliśmy na szlak.
Z początku było dobrze, a koniec zapowiadał się świetnie, bo ze szczytu widoki na deser są pyszne. Troszkę się w oddali chmurzyło, ale maszerowaliśmy dzielnie.
Niedaleko pierwszego szczytu dogoniła nas jednak chmura deszczowa. Najpierw lekko zmoczyła, potem wyziębiła, a w końcu, już prawie na samej górze, okryła. Piękne widoki szlag trafił 😆😆
Corn Du w chmurze. Zwróćcie uwagę na selfiarzy w tle. Większość z nich pewno jest nieświadoma, że to jeszcze nie Pen y Fan 😁
Ze względu na praktycznie nieistniejącą widoczność zrezygnowaliśmy z Pen y Fan, choć jest zaraz tuż, tuż. Ciężko było nawet odnaleźć początek szlaku w dół drugą stroną.
Cali, zdrowi i szczęśliwi zeszliśmy do przystanku. Cała wycieczka trwała trzy godziny. Autobusem pojechaliśmy do Pontypridd w połowie drogi między Merthyr Tydfil a Cardiff, a tam przesiedliśmy się w pociąg do Penarth. Ale to już inna wycieczka.
Muzeum miasta mieści się w budynku starej biblioteki, jak szyld wskazuje.
Yr hen lyfrgell, czyli po kymryjsku stara biblioteka.
A co w środku... Muzeum jest niewielkie, ale przytulne, częściowo interaktywne (ciekawe historyczne gry dla dzieci) i jak na taki metraż gromadzi interesujący przekrój eksponatów i informacji. Pierwsze ślady ludzkiej bytności na tych terenach pochodzą z czasów tak odległych jak 2300 p.n.e., Cardiff nabył status miasta w roku 1905, a od 1955 jest stolicą Walii.
Większość eksponatów to darowizny od prywatnych mieszkańców miasta. Na przykład przy ekspozycji na temat tramwajów (jeździły w latach 1902-1950) wisi damski mundur tramwajarski. Raz prowadząca tramwaj kobieta ledwo uniknęła kolizji, wyskoczyła z pojazdu, z samochodu na torach wyskoczył mężczyzna. Nakrzyczeli na siebie, tak się poznali, potem spotykali, zakochali, pobrali, a iks lat później płaszcz tramwajarki przyniosła do muzeum ich córka.
Pluć tylko do spluwaczki!
Pokryty kaflami tradycyjny korytarz.
Jak w większości brytyjskich publicznych muzeów, i tu wstęp jest bezpłatny. Polecam zajrzeć przy okazji wizyty w Cardiff, warto.
W starej hali targowej mieści się największy w Cardiff bazar pod dachem, Cardiff Market. Można tu kupić ogólnie mydło i powidło: rybę, mięso, warzywa, owoce, gotowe wypieki i dania... wszystko pierwszej świeżości. Istnie genialna jest możliwość kupienia tu i tam tacki śniadaniowej z typowo brytyjskimi składnikami: jajka, bekon, fasolka, kiełbaski, pieczarki, hash brown i black pudding (o tych specyfikach napiszę obszerniej w sekcji jedzeniowej).
Są też płyty (winyle!), książki, ubrania, materiały, durnostojki. Mnie przywołało ku sobie stoisko ze słodyczami i wypiekami, na którym kupiłam Welsh cakes - walijskie ciastka: płaściutkie bułeczki z ciasta podobnego do naleśnikowego, ale dużo bardziej zbitego, z rodzynkami i cukrem pudrem. Tradycyjne walijskie, czyli mus.
Znaczy... raczej Cardiff i okolice, szeroko rozumiane!
Daliśmy czadu. Bazar w Cardiff, muzeum historii miasta, najlepszy pod słońcem Welsh rarebit, park narodowy Brecon Beacons z wędrówką po górskim szlaku, Penarth i zatoka w Cardiff. Ech!