Koronawirus w Walii
Kontynuując językową tematykę poprzedniego wpisu, na taką informację natknęłam się 28. lutego:
W tym zbitku przypadkowych liter tworzących wspólny chaos ku swojemu niebotycznemu zdumieniu rozszyfrowałam nagłówek, co w czasie, gdy Europa zaczęła zdawać sobie sprawę z nadciągającej ponurej chmury wirusa i własnej kruchości, a w każdym powoli otwierał się strach, było dla mnie osobistą chwilą nieokiełznanej radości i satysfakcji. To niesamowite uczucie, kiedy podstawy podstaw nauki języka podobnego do zupełnie niczego nagle pozwalają zrozumieć zdanie w oficjalnych wiadomościach. Radość mimo treści, bo nagłówek oznacza Pierwszy potwierdzony przypadek koronowirusa w Walii.
Krótki słowniczek:
coronafeirws - koronawirus
profi am y coronafeirws - testy na koronawirusa
aros gartref - zostań w domu
golchwch eich dwylo - myj ręce
cadw pellter cymdeithasol - dystansowanie społeczne, social distancing
A co teraz? Wielka Brytania powoli wychodzi z lockdownu, ale każdy z czterech krajów Zjednoczonego Królestwa robi to we własnym tempie. Wynika to z samorządności, która między innymi oznacza, że służba zdrowia i opieka społeczna podlegają władzom lokalnym. W Walii dzieci nie wrócą do szkoły od pierwszego czerwca, przemieszczanie się po kraju jest w dalszym ciągu zabronione oprócz przypadków, gdy jest nieodzowne, hasło "zostań w domu" wciąż obowiązuje, podczas gdy Anglia przeszła na "zachowaj czujność". Co więc zelżało? Zostały otwarte sklepy ogrodowe, a ludzie mogą wychodzić z domu więcej niż raz dziennie, żeby zażywać ruchu fizycznego na świeżym powietrzu - oczywiście ciągle poruszając się tylko w najbliższej okolicy.
A oto podstawowe zasady higieny: